Women In Technology Summit 2018


Byłam zachwycona ideą spotkania kobiet i wysłuchania opowieści kobiet IT o ich doświadczeniach. Ostatecznie sama jestem kobietą w technologii, w męskim świecie i uważam, że istnieją problemy. Zdarzają się przypadki bardzo przykrych rozmów, które świadczą o dyskryminacji. Wiele się zmieniło i jest zdecydowanie lepiej, jednak nadal bywają sytuacje w których trudno jest być kobietą w świecie IT.

Dlatego tak strasznie Spodobało mi się pójście na konferencję, na której głównie mówiono o różnorodności, o problemach kobiet, o tym jak je pokonać. a przynajmniej Takie było założenie i takie było moje oczekiwanie odnośnie tej konferencji.




Women in Technology Summit, bo o niej mowa to konferencja, która odbyła się w listopadzie 2018 w Warszawie. Chodzę na wiele konferencji. Wiele różnych, dużych i ciekawych konferencji już widziałam. Pech sprawił, że konferencja była zaraz po weekendzie, w czasie którego uczestniczyłam w hackatonie na 2000 osób, który był zorganizowany po prostu cudownie.

Pierwsza rzecz jaka mnie powaliła na konferencji dla kobiet, to totalna dezorganizacja. Brak informacji (np. co, gdzie jest). Brak organizacji. Brak przygotowania na ilość uczestniczek jaka się pojawiła na konferencji. Rozdawanie biletów na uczelniach, w momencie, gdy inni uczestnicy musieli za nie płacić sporą sumę. Brak pakietów startowych dla wszystkich uczestników. Słabe przygotowanie rejestracji: na 2000 osoby były dwie kolejki. No serio. Kolejny problem to jedzenie, a raczej jego brak. Jedzenia dla wszystkich uczestników nie wystarczyło, ponieważ było ich więcej niż przewidywano (ale jak to przecież można policzyć sprzedane bilety??). Brak jedzenia wegetariańskiego. No ale czego się spodziewać, Jeśli brakuje jedzenia, po prostu.

Błędy organizacyjne to nie jest coś co dyskwalifikuje dla mnie konferencje jako taką. Przede wszystkim przyjeżdżamy dla wiedzy i dla ludzi, dla pozytywnej energii. Jednak, gdy błędy organizacyjne stają na przeszkodzie zdobywania wiedzy, to jest już duży problem. A na tej konferencji tak było.
Na piętrze odbywały się warsztaty, około 7 równolegle. Na każdy było 20 miejsc, czyli około 7% uczestników. Były tam też dramaty typu:
"zapisałam się, dostałam potwierdzenie, po czym dzień później maila, że jednak się nie zapisałam"
"stanie w kolejce na dziesiątki osób, bo podobno bez zapisów też można"
i ogólnie niesmak. Nie udało mi się uczestniczyć w żadnych warsztatach.

Skoro nie warsztaty to co? Główna sala i panele dyskusyjne. Tylko panele nie były zbyt dyskusyjne. Każdy uczestnik dostawał pytanie z góry przygotowane i 4 minuty opowiadał o swoim życiu. Kolejny uczestnik kolejne pytanie - zero wymiany doświadczeń, dyskusji czy nawet rozmowy.
W dodatku odpowiedzi były na temat danego człowieka i niestety, ale jak dla mnie płaskie i nie inspirujące. Całe te ‘dyskusje’ były dla mnie sztuczne, przygotowane do nagrania, nie dla ludzi na widowni.
Przeogromnie denerwowało mnie również podkreślanie hasła "no men no panel", czyli hasło świadczące o... No właśnie o czym? Najpierw odebrałam to prześmiewczo, potem "jesteśmy lepsze, bo my pamiętamy o Diversity". Na koniec było to dla mnie już tylko przejawem dyskryminacji, zarówno mężczyzn, bo byli w wymuszonej mniejszości, jak i kobiet uczestniczek, bo raczej ciężko inspirować się historiami białych mężczyzn w IT. Nie chcę tutaj wyjść na zgorzkniałą zołzę, ja po prostu nie potrafiłam znaleźć powiązania pomiędzy tymi historiami a odbiorcami na widowni.

Na deser pozostaje mi niesmak sposobu prowadzenia paneli, a konkretnie podejścia niektórych prowadzących. Niestety, ale wrogość, gniew i zawiść? czasem odrzucała tak bardzo, aż wyrzucała mnie z sali. Takie udawadnianie na siłę "ja wiem lepiej".

Zastanawiam się czy któraś dziewczyna, kobieta wyniosła coś pozytywnego z tej konferencji dla siebie samej. Nie dla mediów, nie dla rozgłosu, ale dla pojedynczego człowieczka z widowni.

Ja na konferencjach szukam inspiracji, pozytywnej energii, kopa do dalszych działań. Chciałam napisać artykuł o Deversity i trochę brakło mi treści. Ja widzę problemy, ale nie znam rozwiązań. Ta konferencja miała być inspiracją, konkretnymi przykładami, pokazaniem drogi – co można robić albo jak działać. Źle mówię, chciałam, aby ta konferencja dała mi inspirację, przykłady, pokazała drogę.

Jedyne co wyniosłam z Women in Technology Summit to przekonanie, że lepiej nie mówić o Diversity. Bez rozwiązań, przykładów które naprawdę działają, nie ma co rozpoczynać rozmowy. Bez faktów i badań moje odczucie świata IT jest moją opinią. To co zobaczyłam na konferencji zostawia przeświadczenie, że każdy ma swoją opinię i nic więcej.Kobiety nie mówią o tym jak jest, ponieważ nie chcą aby było gorzej, nie chcą się narażać.Mężczyźni nie widzą problemu, który jest tylko odczuciem garstki, który jest błędem statystycznym.Nie ma rzetelnych badań, poza tymi, ile więcej PKB było by można uzyskać uruchamiając kobiety w IT (czy oby na pewno w IT czy też po prostu aktywizując kobiety do pracy?).Nie ma sprawdzonych dróg i rozwiązań. Ba nawet wskazówek co robić albo czego unikać. Co ciekawe nie było żadnej dyskusji typu próbowaliśmy tego, ale nie zadziałało.A takie historie udało mi się słyszeć w kuluarach innych konferencji.


Po WITS została mi jedna inspiracja: nie mówić o Diversity publicznie, bo nie warto czasu marnować. A czas ten mogę poświęcić np. na prelekcje i być jeszcze bardziej błędem statystycznym.




Komentarze

Popularne posty